„Tydzień” donosi: dziecko w podróży, czyli dzisiejszy tak zwany „małoletni bez opieki” / „unacompannied minor”.
(1884)


Codzienność dawnych czasów
„Tydzień” donosi: dziecko w podróży, czyli dzisiejszy tak zwany „małoletni bez opieki” / „unacompannied minor”.
(1884)

Śmierć w XIX wieku była bardziej obecna na co dzień, niż dziś. Niedostateczna higiena, dopiero rozwijająca się medycyna, brak antybiotyków, brak szczepień. Mnóstwo dzieci nie dożywało piątego roku życia, mnóstwo kobiet traciło życie w połogu, a uleczalne dziś choroby zbierały śmiertelne żniwo.
W „Tygodniu” piotrkowskim ogłoszenia jak te na grafikach należały do codzienności. Po lewej wynajem pojazdów, po prawej oferta nauczycielki śpiewu, a po środku trumna.

„Tydzień” donosi, czyli obrazki z życia codziennego.
Dziś: pozwany przed sąd przez wisielca. ![]()

W jednym z listopadowych numerów “Tygodnia” z 1882 roku pojawił się artykuł pt. “Rodzinne wieczory”.
Salon, książka, fortepian, literatura, sprawy społeczne, mądrość dziadków, świeże spojrzenie młodzieży…? No cóż – nie do końca. Takie wieczory w rodzinnym gronie i wówczas należały do świata fikcji.
Jak więc było?

„Tydzień” donosi: o losach pewnego „pozłacanego młodzieńca” z zamożnej łódzkiej rodziny.

W jednym z numerów “Tygodnia” z 1894 roku można przeczytać niewesołe podsumowanie kondycji umysłowej współczesnych. Brzmi znajomo?
“Przede wszystkim ludzie głupieją. Nie może być inaczej, skoro albo nic nie czytają, albo bardzo mało. […] Czym stał się salon? Ludzie rzucają sobie w oczy banalną plewą: rozmowa czczą, pusta, bezbarwna. Ci ludzie o niczem nie wiedzą, nic ich nie interesuje, pracę zawodową spychają, słabi, niewyspani, zmarnowani przy zielonym stoliku”.
“Po co czytać książki, kiedy doskonale można operować, przeczytawszy sprawozdanie w gazecie? Tak też każdy czyni. Teatr pusty, posiedzenia […] nie przychodzą do skutku, albo też zbiera się śmiesznie mała garstka członków. Co reszta robi? Łatwa odpowiedź: gra. […]”
Czytaj dalej „Kiedyś było… podobnie”W XIX wieku telegram stał się normalną częścią życia codziennego. Wysyłano głównie wiadomości ważne i możliwie krótkie: opłata zależała od liczby słów oraz odległości.
Lokalne biura telegraficzne były podłączone do głównego biura w większym mieście – można tu sobie wyobrazić formę gwiazdy. Na jednej linii mogło istnieć więcej mniejszych biur, coraz dalej od środka.
Najbardziej znaną szkołą dla dziewcząt w Piotrkowie była pensja panien Krzywickich.
Felicja i Emilia, wykształcone nauczycielki domowe, przybyły do miasta ok. 1846 roku. Ich ojciec Feliks, oficer, zginął w powstaniu listopadowym. Matka, Maria z Roszkiewiczów, była wychowanką Izabeli Czartoryskiej w Puławach.


W 1856 roku Felicja Krzywicka uzyskała zgodę władz na otworzenie w Piotrkowie pensji dla panien, która stopniowo doszła do pięciu klas, a uczył w niej szereg znakomitych nauczycieli.
Obie siostry współkierowały zakładem i przez ponad dziesięć lat – również po 1863 roku – opierały się wprowadzeniu języka rosyjskiego.
W swoim mieszkaniu przy Krakowskim Przedmieściu (wówczas Sławiańskiej) Emilia i Felicja prowadziły najważniejszy w mieście salon kulturalny. Bywała tam inteligencja piotrkowska oraz wtajemniczone uczennice. Pod pretekstem spotkań towarzyskich dawano odczyty, prowadzono dyskusje, wymieniano polskie książki.
Czerwic był czasem egzaminów końcowych w piotrkowskich szkołach – a należały do nich zarówno gimnazjum rządowe męskie, progimnazjum rządowe żeńskie, jak i szereg szkół prywatnych. Do tych ostatnich zaliczały się np. pensja dla panien Krzywickich (później Emilii Dobrzańskiej), pensja Leontyny Rajskiej czy szkoła dla chłopców Popowskiego.



