Pierwszy wrzaskliwy świst fabryczny rozdarł ciszę wczesnego poranku, a za nim we wszystkich stronach miasta zaczęły się zrywać coraz zgiełkliwiej inne i darły się chrapliwymi, niesfornymi głosami, niby chór potwornych kogutów, piejących metalowymi gardzielami hasło do pracy”.
Pan Markus Silbersztein z Łodzi zamówił u warszawskich malarzy album akwarelowy, zaznaczając przy tym, że zależy mu przede wszystkim na jakości artystycznej.
Zamierzał podarować go wysoko postawionej osobie, kwestia ceny zaś miała być sprawą drugorzędną – co Silbersztein potwierdził w liście.
Zanim jednak zlecenie wykonano, album przestał być zleceniodawcy potrzebny. W tym samym czasie pewnien pracownik w firmie Silbersteina obchodził jublieusz pracy. Silbersztein postanowił więc obdarować go tymże albumem. Gotów był przy tym zapłacić 600 rubli – połowę kwoty, na którą album wycenili artyści.
Sprawa trafiła przed sąd, który przychylił się do argumentacji malarzy i nakazał wypłacić im niezwłocznie całą należność wraz z kosztami sądowymi. (1897)
Oświetlony lampionami ogród, orkiestra strażacka, iluminowany korowód gondoli ze śpiewającymi aktorami, a wszystko wśród bengalskich ogni i fajerwerków bez końca.
W tym szczególnie oryginalne: ogniste węże i ogniotryski rzucane na sadzawkę – płonęły na wodzie, wiły się i eksplodowały z hukiem!