Nie ma to jak nauczyciel. Zwłaszcza nauczyciel fizyki.

Wiosną 1872 roku odbył się w Piotrkowie zjazd nauczycieli szkół elementarnych podległych Łódzkiej Dyrekcji Naukowej. Celem było przede wszystkim dokształcenie nauczycieli szkół elementarnych w języku rosyjskim i „usystematyzowanie posiadanych przez nich wiadomości”.

Za dnia prowadzone były zajęcia – wieczorami, rzecz jasna, trwała integracja. Szczególna okazja do integracji nadarzyła się 30 maja, kiedy Rosja świętowała jubileusz 200-lecia urodzenia Piotra Wielkiego. Jak wspomina cytowany już na blogu profesor Smorodinow, w Piotrkowie samego jubileuszu szczególnie nie świętowano, poza nabożeństwami.

Po nabożeństwach natomiast wszyscy zebrali się w gimnazjum męskim, gdzie nauczycielom ludowym „wyjaśniono znaczenie świętowanego wydarzenia i przedstawiono ważniejsze dokonania wielkiego reformatora Rosji”. W efekcie pedagodzy zgodnie uznali, że to dobra, bardzo dobra okazja, by poświętować dalej. W tym celu postanowili spotkać się wieczorem na gruncie prywatnym, a profesor Smorodinow zaprosił ich do siebie.

„Zwyczajnie, ale serdecznie spędzili pedagodzy ten pamiętny dla Rosji dzień”

Panowie świętowali w mieszkaniu i na balkonie, wychodzącym na Petersburską (główną ulicę miasta), a mrok zapadającego wieczoru rozświetlało im tzw. „elektryczne słońce”, skonstruowane przez naczyciela fizyki, Kańskiego.

Około północy zaczął padać deszcz i rozpadał się na dobre – w efekcie goście mogli ruszyć w podróż powrotną do domów i hoteli dopiero po drugiej. To zaś oznaczało wędrówkę w ciemności, gdyż w tamtym czasie ulice Piotrkowa nie były oświetlone nocą.

Nie mając pod ręką zwykłych latarek, rozbawieni nauczyciele posłużyli się urządzeniami stworzonymi przez profesora Kańskiego. Nie wzięli jednak przy tym pod uwagę, jak mocne emitowały światło. Choć pedagodzy szli Petersburską zupełnie spokojnie, niezwykła jasność tego pochodu dotarła za zasłony i okiennice mieszkańców, a następnego ranka policmajster Aleksiejenko musiał znaleźć dobre wytłumaczenie, kiedy gubernator Kachanow zapytał go o źródło tej nadzwyczajnej światłości.

Źródło:

W.G. Smorodinow, „Moja służba w Warszawskim Okręgu Naukowym i zdarzernia ze szkolengo życia. Wspomnienia pedagoga”. Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej, Kielce, 2003.

Miłość pod rosyjskim zaborem

Z kim żenił się rosyjski urzędnik przysłany do guberni piotrkowskiej? Jak często Polka wychodziła za Rosjanina? I co na to otoczenie? Jak wyglądała miłość polsko-rosyjska pod rosyjskim zaborem?

Polsko-rosyjskie związki istniały przez cały czas zaborów i nie należały do rzadkości, jednak w okresie po powstaniu styczniowym częściej spotykały się z krytyką, a nawet odrzuceniem. Poza tym sytuacja wyglądała inaczej na prowincji, a inaczej w kosmopolitycznym środowisku wielkomiejskim (np. Łódź czy Warszawa). Inaczej też patrzono na małżeństwa w zależności od rangi żeniącego się z Polką Rosjanina. Przykładowo wielu strażników ziemskich (policja wiejska, często wywodząca się spośród rosyjskich podoficerów) żeniło się z Polkami, podczas gdy takie małżeństwo oficera budziło kontrowersje.

Tylko prawdziwe uczucie

Autorzy wspomnień z XIX wieku zgodnie twierdzą, że na prowincji Polacy i Rosjanie praktycznie nie kontaktowali się ze sobą prywatnie, poza pracą. Mężczyźni spotykali się na gruncie neutralnym (kluby, restauracje), ale ich rodziny nie utrzymywały kontaktów.

Ta niechęć słabła wraz z czasem upływającym od powstania styczniowego; natomiast w pierwszych latach po powstaniu Polacy (nawet ci z najwyższych sfer) niechętnie kontaktowali się z Rosjanami i unikali oficjalnych przyjęć – choć mogło się to negatywnie odcisnąć na ich karierze zawodowej.

Polskie kobiety otwarcie okazywały wrogość wobec zaborczych władz i starały się tę wrogość przekazać swoim mężom. Cytując tu generała Antona Denikina (syna mieszanego polsko-rosyjskiego małżeństwa), wrogość tę „mogło pokonać tylko prawdziwe uczucie” Polki do Rosjanina.

Anonimowa młoda para. Koloryzacja fotografii: Klimbim
Czytaj dalej „Miłość pod rosyjskim zaborem”

Apuchtin, czyli rusyfikacja

Aleksandr Lwowicz Apuchtin zapisał się w historii jako rusyfikator sumienny i nadgorliwy, ale „gatunku bardzo powszedniego, nie tylko bez zdolności, ale i bez wprawy”. Robił wrażenie „nie wytrawnego i doświadczonego operatora, ale małomiasteczkowego felczera, który rżnie, kraje, nie pytając gdzie i jak, aby tylko jak najwięcej krwi upuścić i jak najdrożej za badaże policzyć”.

Pospolity czy nie – tej krwi upuścić zdołał. Jako kurator Warszawskiego Okręgu Naukowego Apuchtin odpowiadał za szkolnictwo w Królestwie Polskim w latach 1879-1897, a zatem jego wizja szkoły i wychowania naznaczyła całe pokolenie.

Nie bez przyczyn czas ten nazwano nocą apuchtinowską.

Aleksandr Lwowicz Apuchtin

Jak wyglądał Apuchtin?

Niski, przysadkowaty, o pulchnej, czerwonej twarzy, krótkich strzyżonych włosach i siwych wąsach, ma twarz tak dobroduszną i poczciwą, że gotów jest rozczarować najzawziętszego nawet zwolennika fizjonomistycznej teorii„.

„Napuszona swoim dygnitarstwem i przeświadczeniem o swej misji dziejowej drobna postać we fraku, z szeroką wstęgą orderową przez ramię, z gwiazdą na piersi, z twarzą pomarszczoną, otoczoną siwą brodą z zimnym, przenikliwym spojrzeniem”.

Czytaj dalej „Apuchtin, czyli rusyfikacja”

Powstańcy styczniowi nie ze spiżu

Dziś, 22 stycznia 2022 roku, mija sto pięćdziesiąt dziewięć lat od wybuchu powstania styczniowego. Żaden podręcznik ani opracowanie nie poruszyły mnie tak, jak zapiski naocznych świadków (dwa opracowania wymieniam w źródłach). Ogrom przemocy wobec ludności cywilnej, szastania ludzkim życiem i pokazowego okrucieństwa – mimo upływu czasu, lektura zapada w pamięć.

Czasem jednak wśród ciężkich wspomień pojawia się lżejsza, wręcz zabawna historia, która pozwala zobaczyć w powstańcach nie spiżowych bohaterów, a młodych ludzi z krwi i kości.

Jedna z takich opowieści zaczyna się od słów:

W oddziale tym ujrzeliśmy piętnaście panien, które uciekły z pensyi w Piotrkowie i chciały się tak wsławić w powstaniu, jak panna Pustowojtów […]

Anna Henryka Pustowojtówna, fot. Karol Beyer
Czytaj dalej „Powstańcy styczniowi nie ze spiżu”