W Piotrkowie trwa epidemia cholery azjatyckiej, a wśród części mieszkańców szerzy się teoria spiskowa: “Lekarze trują!”
Oto, co do powiedzenia na ten temat miał doktor Wolski (lekarz miejski, kierujący oddziałem dezynfekcyjno-sanitarnym, patrz wpis sprzed tygodnia) (1894).
W połowie lipca 1894 roku w Piotrkowie wybuchła epidemia cholery azjatyckiej, przywleczona z Przedborza i Sulejowa.
Władze miasta, działając na polecenie gubernatora Millera, powołały 10-osobowy oddział sanitarno-dezynfekcyjny pod bezpośrednim nadzorem lekarza miejskiego, dr. Wolskiego.
„Tydzień” piotrkowski donosi: pewnego razu pewien Anglik chciał wysłać list do krawca w hrabstwie Kent.
Problem ➡️ Nadawca nie znał dokładnego adresu. Ani nawet nazwy miejscowości, ani nazwiska adresata. Miał jedynie niejakie pojęcie o topografii miejsca: wiedział, że krawiec mieszka w jakimś mieście, na rogu ulicy, obok małego placyku.
Urzędnik pocztowy, zamiast odmówić, poradził mu coś nietypowego (jak na dzisiejsze czasy):
➡️ Na kopercie narysować możliwie dokładny plan okolicy, razem z placykiem i ulicą
➡️ Róg ulicy, gdzie mieszkał krawiec, podpisać: „Krawiec, hrabstwo Kent”
➡️ Zaadresowany w ten sposób list wrzucić do skrzynki i czekać na wynik.
Po trzech dniach (!) list trafił w ręce krawca!
Ta historia pokazuje, jak rozwinięta była sieć komunikacji i znajomość lokalnych społeczności w XIX wieku. W małych miejscowościach listonosze i urzędnicy pocztowi często znali mieszkańców osobiście. Dzięki temu nawet tak skąpo zaadresowane przesyłki mogły trafić do celu. W każdym razie, w Wielkiej Brytanii ;-).
10 listopada 1896 roku zmarł w Piotrkowie Kazimierz Stronczyński, pozostawiając po sobie bogaty dorobek naukowy i społeczną pamięć jako człowiek sumienny, pracowity i oddany sprawom publicznym.
Urodzony również w Piotrkowie w 1809 roku, był wybitnym uczonym, prawnikiem, historykiem oraz archeologiem i cenionym działaczem kulturalnym, a także człowiekiem zasłużonym w służbie publicznej Królestwa Polskiego.
W kolejnych dekadach wiele się nie zmieniło, bo o „Pohulance” pisał też urodzony dopiero w 1892 roku Zygmunt Tenenbaum:
„Był też dla zaspokojenia erotycznych tęsknot marginesu społecznego bezpłatny hotel pod gołym niebiem, nomen omen, „Na Pohulance”, na Wielkiej Wsi, w okolicach Starowarszawskiej. Tu, na rozległym, cuchnącym piaszczystym kojcu, gdzieniegdzie przetykanym wypłowiałą zieleniną, położonym między wychodkami, komórkami i ludzkimi norami, spotykali się włóczędzy, żołnierze, pijacy, różne męty społeczne. Tu przychodzili biedni bezdomni kochankowie”.
Źródła: Tydzień (1896), Zygmunt Tenenbaum „Gawędy o dawnym Piotrkowie”
Latem 1882 roku w kilku numerach „Tygodnia” ukazywały się – na jednej stronie, obok siebie – dwa ogłoszenia dotyczące osady Firlej.
➡️ W pierwszym ogłoszeniu z dumą oferowano osadę Firlej na sprzedaż – 10 włók ziemi, las, łąki, dwa młyny wodne i wspaniałe możliwości dla przyszłego właściciela.
➡️ Zaraz obok jednak… sprostowanie! Osada Firlej nie jest do sprzedania, ponieważ już wcześniej została zajęta przez Towarzystwo Kredytowe Ziemskie za zaległe raty i sprzedana na publicznej licytacji. I to już w marcu!
W tamtym czasie wiele majątków ziemskich trafiało pod młotek z powodu zadłużenia. Ciekawa jestem, czy próbowano tu ukryć licytację przed potencjalnymi nabywcami, czy po prostu mamy do czynienia z bałaganem w komunikacji. 🤔
Notka pochodzi z piotrkowskiego „Tygodnia” z 1896 roku.
Tysiąc sześćset rubli. Tyle przegrał w karty pewien młody człowiek w jednej z piotrkowskich „jaskiń hazardu”, w których młodzież rzemieślnicza i drobni urzędnicy tracili zarobki.
Aby oddać powagę tej kwoty: była to równowartość rocznej pensji wyższego urzędnika.
Dla porównania, starszy inspektor fabryczny w guberni piotrkowskiej zarabiał 1200 rubli rocznie (dane z 1894 roku). Połowę tej sumy gracz miał przy sobie w gotówce (!). Resztę „uregulował” wekslem, nie wspominając, skąd wziął się dług.
Na zdjęciu: świetny obraz „Gracze” Pawła Fiedotowa z 1852 roku. Zwróćcie uwagę na ścianę.