Adam M. wyruszył do Radomia jeszcze tego samego dnia, od razu po kradzieży tematów. Podróż odbył w przebraniu telegrafisty. Po drodze w Kielcach przekazał umówionej osobie tematy do dalszej wysyłki i odebrał wynagrodzenie za poniesione wydatki.
Z Radomia tematy przekazano do Siedlec, Chełma i Lublina, a z Warszawy rozprowadzał je inny uczeń wedle ustalonego wcześniej planu.
Do Lublina pojechał uczeń S., niegdyś sam uczący się w lubelskim gimnazjum. Ubrał się po cywilnemu, założył binokle i doczepił brodę; na miejscu spotkał się z innymi spiskowcami na ustronnej stancji. Lubelska grupa przeprowadziła naradę, podczas której wyznaczono kolejne osoby do roznoszenia tematów i wysokość kontrybucji każdego gimnazjum. Wśród obecnych był m. in. syn jednego z gimnazjalnych pedagogów, przebrany za księdza. Niewykluczone, że jego współudział przyczynił się do wykrycia całej machinacji.
Kiedy w Lublinie debatowano, uczeń M. wpadł w kłopoty. Choć miał za sobą dwie bezsenne noce i podróż pociągiem, musiał natychmiast wrócić do Piotrkowa, by pojawić się w mieście nie mniej niż dobę przez pierwszym egzaminem maturalnym. Dyrektor gimnazjum polecił bowiem maturzystom stawić się w szkole w przeddzień matury, aby odczytać im i wyjaśnić ustalone reguły egzaminów. Ostatecznie podróż powrotną M. odbył w towarzystwie doktora wyposażonego w leki uspokajające i inne medykamenty – który to doktor zainkasował za przysługę siedemdziesiąt pięć rubli.
Jeśli wierzyć wspomnieniom prof. Smorodinowa, kurator Warszawskiego Okręgu Naukowego Apuchtin zareagował na aferę zaskakująco pobłażliwie. Nie odebrał uczniom prawa zdawania egzaminów, a nawet wystosował pismo do rady pedagogicznej z propozycją, by na świadectwie dojrzałości nie zaniżać oceny z zachowania. Polecił jednak zastosować wobec winnych areszt – od 24 do 48 godzin o chlebie i wodzie.
Kurator wyznaczył oczywiście nowy temat z języka rosyjskiego i egzamin dojrzałości został powtórzony. Uczniowie z pewnością wyciągnęli wnioski, prawda…?