W XIX wieku zaręczyny i małżeństwo nie były tylko sprawą miłości. Dziś dwie (podejrzewam, że nie tak rzadkie, jakby się chciało) historie, które trafiły na wokandę.
➡️ Historia pierwsza – Zgierz
Łodzianka, panna M.S. (wedle ówczesnych standardów stara panna, bo 35-letnia) przyjęła oświadczyny pana L.B. ze Zgierza. Narzeczony był jednak w trudnej sytuacji finansowej, więc przyszła panna młoda przez dziesięć tygodni żywiła go, kupiła mu ubranie i poniosła inne wydatki. Wszystko zmierzało ku ślubowi, zaplanowanemu na 2 lipca.
Niestety, pan młody tuż przed ceremonią zażądał dodatkowych 10 rubli w gotówce, a gdy ich nie dostał, po prostu… nie pojawił się przed ołtarzem. Oburzona M.S. wniosła sprawę do sądu, domagając się zwrotu 152 rubli i 47 kopiejek wydanych na utrzymanie i przygotowania.
➡️ Historia druga – Wiedeń
W Wiedniu ojciec 15-letniej Elli C. zgodził się wesprzeć finansowo jej narzeczonego, biednego studenta medycyny, aby pomóc mu w ukończeniu studiów.
Przez trzy lata student korzystał z pomocy – finansowania obiadów, świątecznych kolacji i innych wydatków, a nawet przyjęcia zaręczynowego. Kiedy jednak ukończył studia, zamiast ożenić się z Ellą, uznał za stosowne „zwinąć chorągiewkę” i wycofał się z zaręczyn.
Rozwścieczony ojciec złożył pozew, żądając zwrotu kosztów, bagatela, ok. 9000 złotych. Sąd przyznał mu 1500 złotych odszkodwania i obciążył ex-narzeczonego kosztami sądowymi.
💰 💰 💰
Od razu przypomina się „Matrymonium. O małżeństwie nieromantycznym” Alicji Urbanik-Kopeć. Znacie?