W jednym z numerów „Tygodnia” zamieszczono przegląd językowych wpadek i niezgrabności znalezionych w innych czasopismach. Doniesienia te bawiły sto czterdzieści lat temu – i dziś też wywołują uśmiech.
A skoro już o związkach małżeństwach – czasem nie trzeba szukać daleko, by parsknąć śmiechem i złapać się za głowę:
Satyra pod zaborami
Nie jest żadnym odkryciem, że w ciężkich czasach zwykle kwitnie satyra. Nie inaczej było pod zaborami – oto garstka krążących w tamtym czasie żartów.
Na początek kilka haseł ze „Słowniczka obcych wyrażeń dla użytku obywateli Królestwa Polskiego” Antoniego Orłowskiego i Władysława Buchnera:
ad acta – ulgi dla Królestwa
bagnet – instrument konstytucyjny
balon – komisarz cyrkułowy podczas stanu wojennego
cyrkuł – Duma w Warszawie
cywilizacja – słowo wyjęte w Rosji z obiegu
facecja – prawo o swobodzie osobistej
flanca – przeniesienie wachmistrza ze Syzrania na nauczyciela religii katolickiej szkoły miejskiej w Królestwie
iluzja – zniesienie stanu wojennego
konstytucja – złamanie kilku żeber, urwanie ręki i nogi, pięć kul w głowie lub brzuchu
vis major (siła wyższa) – żandarmska pięść wielkości dyni
Śmiechem w carat
– Co wy robicie, jak wam jedno pismo zawieszą?
– Kładziemy się od śmiechu na podłogę, potem wstajemy i otwieramy inne.
– Proszę pana, jak tu się dostać do więzienia dla politycznych?
– O, kichnij pan tu na rogu ze trzy razy z rzędu, a natychmiast pana tam zaprowadzą.
– Podobno na poczcie w Królestwie mają wprowadzić polski język?
– A tak, do nalepiania marek.