Z kim żenił się rosyjski urzędnik przysłany do guberni piotrkowskiej? Jak często Polka wychodziła za Rosjanina? I co na to otoczenie? Jak wyglądała miłość polsko-rosyjska pod rosyjskim zaborem?
Polsko-rosyjskie związki istniały przez cały czas zaborów i nie należały do rzadkości, jednak w okresie po powstaniu styczniowym częściej spotykały się z krytyką, a nawet odrzuceniem. Poza tym sytuacja wyglądała inaczej na prowincji, a inaczej w kosmopolitycznym środowisku wielkomiejskim (np. Łódź czy Warszawa). Inaczej też patrzono na małżeństwa w zależności od rangi żeniącego się z Polką Rosjanina. Przykładowo wielu strażników ziemskich (policja wiejska, często wywodząca się spośród rosyjskich podoficerów) żeniło się z Polkami, podczas gdy takie małżeństwo oficera budziło kontrowersje.
Tylko prawdziwe uczucie
Autorzy wspomnień z XIX wieku zgodnie twierdzą, że na prowincji Polacy i Rosjanie praktycznie nie kontaktowali się ze sobą prywatnie, poza pracą. Mężczyźni spotykali się na gruncie neutralnym (kluby, restauracje), ale ich rodziny nie utrzymywały kontaktów.
Ta niechęć słabła wraz z czasem upływającym od powstania styczniowego; natomiast w pierwszych latach po powstaniu Polacy (nawet ci z najwyższych sfer) niechętnie kontaktowali się z Rosjanami i unikali oficjalnych przyjęć – choć mogło się to negatywnie odcisnąć na ich karierze zawodowej.
Polskie kobiety otwarcie okazywały wrogość wobec zaborczych władz i starały się tę wrogość przekazać swoim mężom. Cytując tu generała Antona Denikina (syna mieszanego polsko-rosyjskiego małżeństwa), wrogość tę „mogło pokonać tylko prawdziwe uczucie” Polki do Rosjanina.
On prawosławny, ona katoliczka
Dla Rosjanina (a raczej: dla prawosławnego, bo problem leżał w wyznaniu, a nie narodowości) małżeństwo z katoliczką oznaczało znacznie wolniejszy awans lub w ogóle jego brak.
„Jeśli człowiek urodził się katolikiem, to nie jest jego wina. Kiedy jednak żeni się z kobietą tego wyznania, to świadomie wybiera związek z wrogami Imperium, a więc nie może cieszyć się zaufaniem państwa”.
Elżbieta, matka wyżej wspomnianego generała Denikina, nie przeszła nigdy na prawosławie. Jej syn, zgodnie z obowiązującym prawem ochrzczony w cerkwi, bywał na nabożeństwach w świątyniach obu wyznań. Pewnego dnia Elżbieta wróciła do domu zapłakana – ksiądz nie udzielił jej rozgrzeszenia. Co więcej – zażądał, by w tajemnicy przed mężem ochrzciła syna w kościele katolickim. Rozwścieczony mąż Elżbiety udał się do księdza i mu zagroził, że doniesie o tym żądaniu odpowiednim władzom – a za próbę nakłonienia do zmiany wyznania prawosławnego groziło zesłanie na Sybir. Ostatecznie obie strony ochłonęły i sprawa nie miała żadnych konsewkencji.
Przed ostracyzmem nie chroniło nawet wysokie stanowisko – wręcz przeciwnie. Gubernator piotrkowski Kostantin Miller ożenił się z katoliczką Aleksandrą Koncewiczówną, co spotkało się z ogólną dezaprobatą. Miller został wezwany do arcybiskupa chełmsko-warszawskiego Leontija i usłyszał, że „ożenek gubernatora Królestwa z katoliczką jest zjawiskiem nienormalnym”. Z szykanami spotkała się też Aleksandra Millerowa: ksiądz katolicki odmówił jej spowiedzi i komunii wielkanocnej. Wkrótce żona Millera przeszła na prawosławie, by nie psuć kariery mężowi.
Demografia w służbie miłości
Małżeństwom polsko-rosyjskim sprzyjała demografia: większość rosyjskich urzędników w Królestwie stanowili młodzi mężczyźni stanu wolnego, zaś Rosjanek po prostu brakowało. Ze spisu wyznawców prawosławia w Łodzi za rok 1884 wynika, że wśród 60 strażników miejskich aż 38 było stanu wolnego.
Oddaję tu głos profesorowi Smorodinowowi, nauczycielowi języka rosyjskiego w piotrkowskim gimnazjum męskim:
„Rosyjski świat urzędniczy [w Piotrkowie] omawianego okresu [pierwsza połowa lat 70. XIX wieku] był niewielki, bo składał się z nie więcej jak 50 osób płci obojga [do tego należy doliczyć policjantów i stacjonujący garnizon]. Miejscowi urzędnicy, zwłaszcza kawalerowie, zadręczali się wielką nudą i jednostajnością życia […] wśród płci pięknej społeczności rosyjskiej brakowało kobiet zdolnych do ożywienia towarzystwa, oczarowania go i skupienia wokół siebie młodzieży. Pośród tej ostatniej, szczególnie pomiędzy pracującymi w kancelarii gubernatora, znajdowali się mężczyźni inteligentni i reprezentacyjni. Mimo, że rosyjskie damy Piotrkowa nie odznaczały się pięknem, wiele z nich miało swoich wielbicieli i flirty szeroko kwitły w Piotrkowie. […] Rosjanie, poza rzadkimi przypadkami, nie stykali się ze społecznością polską […] i nie cieszyli się sympatią polskich kobiet. W konsekwencji między kawalerami, a także i paniami trwała rywalizacja, prowadząca niekiedy do kuriozalnych zdarzeń, którymi później żyła cała społeczność”.
„Główny dostarczyciel żon”
W latach 70. XIX wieku w Piotrkowie występował więc – cyt. „deficyt” – rosyjskich panien na wydaniu. Głównym „dostarczycielem” żon stało się progimnazjum żeńskie, ponieważ na damę klasową należało nominować pannę. Ta, przysłana z Rosji, z reguły w ciągu pół roku wychodziła za mąż, „niwecząc w ten sposób plany władz naukowych. W tym okresie bowiem istniało jeszcze przeświadczenie, że damom klasowym nie wypada być zamężnymi z obawy, że prawdopodobny przyrost naturalny w rodzinie wychowawczyni, obserwowany przez uczennice, może zachwiać ich wiarą w to, że dzieci przynosi bocian”.
„Inspektor [Sołncew] był żonaty i choć jego rodzina składała się z jednej małoletniej córki, to jego żona miała około pół tuzina sióstr. Część z nich żyła w rodzinie Sołncewa, a część często przyjeżdżała do niego, co było wielce pomyślnym faktem w życiu miejscowej społeczności rosyjskiej”.
Źródła:
Wasilij G. Smorodinow, „Moja służba w Warszawskim Okręgu Naukowym i zdarzenia ze szkolnego życia. Wspomnienia pedagoga.”, Wydawnictwo Akademii Świętokrzyskiej, Kielce 2003
„Tydzień”, nr 43/1893
Wioletta Wiernicka, „Rosjanie w Polsce. Czas zaborów 1795-1915”, Bellona, Warszawa 2015