„Tydzień” donosi, czyli obrazki z życia codziennego.
Dziś: pozwany przed sąd przez wisielca.
Codzienność dawnych czasów
„Tydzień” donosi, czyli obrazki z życia codziennego.
Dziś: pozwany przed sąd przez wisielca.
W jednym z listopadowych numerów “Tygodnia” z 1882 roku pojawił się artykuł pt. “Rodzinne wieczory”.
Salon, książka, fortepian, literatura, sprawy społeczne, mądrość dziadków, świeże spojrzenie młodzieży…? No cóż – nie do końca. Takie wieczory w rodzinnym gronie i wówczas należały do świata fikcji.
Jak więc było?
Czytaj dalej „Rodzinne wieczory”Podczas gdy w Łodzi już w 1890 roku powstał oddział położniczy, gdzie pomoc miały znaleźć matki zamężne i niezamężne, w Piotrkowie dopiero dziesięć lat później podniesiono temat pomocy niezamężnym matkom.
Po artykule doktora Wolskiego posypały się darowizny – z tym, że wśród darczyńców pojawili się głównie ci, co zawsze – te kilka(naście) osób, które niestrudzenie angażowały się w podobne projekty (np. Emilia Krzywicka, Jordan Kański, lokalni lekarze).
W kolejnych tygodniach, miesiącach, a potem latach temat powracał – nie trafiłam jednak na ślad zrealizowanego wówczas przytułku.
Czytaj dalej „Towarzystwo Opieki nad ubogimi matkami i ich dziećmi”W lutym 1881 roku w Warszawie zawrzało: pewna szwaczka, Emilia Raczyńska, ośmieliła się pozwać do sądu Adama Biernackiego, byłego wójta, właściciela dóbr Wielka Wola oraz Czyste i kamienicy w mieście, o uznanie ojcostwa oraz alimenty na rzecz ich wówczas sześcioletniej córki.
Wykorzystała w tym celu pewien kruczek prawny, który był możliwy w wyniku wprowadzenia w 1847 roku Kodeksu Kar Głównych i Poprawczych, oskarżając samą siebie z art. 1078 o nieprawe pożycie z Biernackim, w wyniku którego narodziła się ich córka.
Czytaj dalej „Sprawa Emilii Raczyńskiej o alimenty (1881)”Z listu piotrkowskiego lekarza (1890):
[…] piszący te słowa, miał nieszczęście w bieżącym tygodniu widzieć aż 3 takie fabrykantki. […] kilka dni temu zostałem wezwany przez starszego lekarza pułku do “udzielenia pomocy rodzącej”. Zaprowadzono mię przy pomocy świecy do pełnego zgnilizny lochu, zwanego “mieszkaniem w suterenie”; w ciasnej tej dziurze, na pęku słomy, wiło się w strasznych bólach od 3 dni młode dziewczę, przyjęte na sublokatorkę przez mieszkańców tej nory – inne zaś dziecko, wzięte “na garnuszek”, by zrobić dla mnie miejsce, wyniesiono za drzwi.
W takich to higienicznych warunkach, stojąc w błocie […] i nie mając wody do umycia rąk, zmuszony byłem […] przystąpić do trudnej i męczącej operacyi. Matce ocaliłem życie, dziecię zaś od 24 godzin liczyło się już do grona aniołków. W sąsiedniej izbie, zamieszkałej przez suchotnika, żona jego “na garnuszku” także wychowując, przysposobiła kilkoro już kandydatów “na aniołków”.
Czytaj dalej „Fabrykantki aniołów nad Strawą”1874. Gubernija […] petrokowska – od 15 czerwca r.b. do końca września wykrytych dzieciobójstw 9 […]
1898. […] w guberni piotrkowskiej na wsiach noworodki stanowiły 44%, w miastach 62% ogólnej liczby zamordowanych. W Łodzi 70% morderstw dokonano na noworodkach.
Mowa tu niemal wyłącznie o dzieciach nieślubnych.
Czytaj dalej „Fabrykantki aniołów”„Tydzień” donosi: o dorożkarzach – piratach drogowych (1890).
Wspomniana w tekście ulica Petersburska była jedną z głównych ulic miasta (polska nazwa: niegdyś Kaliska, obecnie J. Słowackiego).
„Tydzień” donosi: o losach pewnego „pozłacanego młodzieńca” z zamożnej łódzkiej rodziny.
W jednym z numerów “Tygodnia” z 1894 roku można przeczytać niewesołe podsumowanie kondycji umysłowej współczesnych. Brzmi znajomo?
“Przede wszystkim ludzie głupieją. Nie może być inaczej, skoro albo nic nie czytają, albo bardzo mało. […] Czym stał się salon? Ludzie rzucają sobie w oczy banalną plewą: rozmowa czczą, pusta, bezbarwna. Ci ludzie o niczem nie wiedzą, nic ich nie interesuje, pracę zawodową spychają, słabi, niewyspani, zmarnowani przy zielonym stoliku”.
“Po co czytać książki, kiedy doskonale można operować, przeczytawszy sprawozdanie w gazecie? Tak też każdy czyni. Teatr pusty, posiedzenia […] nie przychodzą do skutku, albo też zbiera się śmiesznie mała garstka członków. Co reszta robi? Łatwa odpowiedź: gra. […]”
Czytaj dalej „Kiedyś było… podobnie”Adam M. wyruszył do Radomia jeszcze tego samego dnia, od razu po kradzieży tematów. Podróż odbył w przebraniu telegrafisty. Po drodze w Kielcach przekazał umówionej osobie tematy do dalszej wysyłki i odebrał wynagrodzenie za poniesione wydatki.
Z Radomia tematy przekazano do Siedlec, Chełma i Lublina, a z Warszawy rozprowadzał je inny uczeń wedle ustalonego wcześniej planu.