Jakiś czas temu pisałam tu o panu Gajewskim i jego zmaganiach z samochodem. (1898). Oto aktualizacja rok później.
Pierwsza podróż do Kalisza
Po wstępnych testach samochód pana Gajewskiego wyruszył w pierwszą podróż z Piotrkowa do Kalisza. Jechał przy tym ze średnią prędkością 16 km/h “po szosie pełnej wybojów”.
Auto wzbudzało, co zrozumiałe, ogromne zainteresowanie:
“[…] zagrodziła nam drogę kwiatowa baryjera i ludzie z koszami pełnemi kwiatów, bukiecików i bukietów, któremi obsypani przez gościnnego gospodarza, po krótkim wypoczynku ruszyliśmy dalej”.
“Na ulicach [Łasku] ścisk niesłychany […] cały rynek i ulica Sieradzka nabite po obu stronach ludnością. Szybko przebiegamy wśród jej szpalerów, poprzedzani przez konnego, wyciągniętym kłusem jadącego strażnika”.
Spotykane na drodze wozy i furgony reagowały na ostrzegawcze sygnały dźwiękowe samochodu “jak zwykle”, czyli – wcale; wobec czego kierujący wymijał je “szybko, jak wymija je zwykle każdy wyprawny cyklista”. Zauważono przy tym, że o ile u koni samochód budził tylko lekki niepokój, okoliczne psy “formalnie głupiały”, wybiegały z chałup, gotowe odstawić przed końmi “zwykły swój taniec” – ale nie widząc żadnych koni, stawały jak wmurowane albo wręcz uciekały.
Przed Kaliszem na spotkanie samochodu wyjechali cykliści: “łącząc się z nami i opasując nas wiankiem, wśród sportowego, wzajemnego okrzyku ‘czołem, czołem’, prowdzą nas radośnie do miasta, do którego wjeżdżamy […] wśród zbitych mas witającej nas przeciągłym brawem ludności”.
Pechowy powrót, czyli Benz-Break na polskich szosach
W drogę powrotną samochodem zabrał się gubernator kaliski, planując w Piotrkowie przesiadkę na pociąg do Warszawy. Plan ten, niestety, nie wypalił. Cztery wiorsty za Sieradzem spadła guma z tylnego koła i gubernator, nie chcąc ryzykować spóźnienia, zamienił samochód na powóz.
Koło naprawiono; niestety, tuż za Zduńską Wolą przy dużej prędkości (zjazd z górki) ta sama guma znowu spadła. Tym razem pod wpływem uderzenia pokruszyła, a podróżnym nie udało się odnaleźć wszystkich kawałków. W efekcie również oni musieli wrócić końmi do Zduńskiej Woli i poczekać tam na zapasową gumę.
Nowe auto z Dessau
Choć model Benz-Break na gumowych kołach okazał się nieodpornym na polskie szosy XIX wieku, pan Gajewski nie porzucił swoich planów. Przeciwnie: rozpoczął rozmowy z fabryką Lutzmanna w Dessau w celu sprowadzenia innego samochodu. Jednocześnie dążył do porozumienia z firmą Benz, oczekując przerobienia auta (lub dostarczenia nowego).
Ostatecznie do porozumienia niestety nie doszedł i sprawa trafiła przed sąd. Natomiast współpraca z Dessau rozwinęła się: Gajewski nie tylko zakupił tam samochód, ale i został głównym przedstawicielem fabryki na Cesarstwo i Królestwo.
Pierwszy samochód w Piotrkowie
W maju 1898 roku „Tydzień” zapowiedział szczególne wydarzenie: lokalny przedsiębiorca pan Gajewski potwierdził zakup dwóch automobili. Pierwszy samochód miał przyjechać do Piotrkowa 15 lipca, drugi zaś – jeśli pierwszy nie sprawi kłopotów – już miesiąc później. Przy okazji jednak pojawia się w artykule częsta – niestety – skarga na piotrkowski marazm: pan Gajewski zamierzał wykorzystać oba samochody na trasie Kalisz-Kutno. „I nie dziwić się”, pisał „Tydzień”. „Piotrków jest dotąd miastem mało ruchliwym i – przy ospałości, oraz braku zmysłu praktycznego, egoizmie i krótkowidztwie swych obywateli – nie prędko stanie się innym”.
W międzczasie plany się nieco zmieniły, o czym „Tydzień” donosił przez całe lato 1898 roku. Pierwszy samochód miał przybyć do miasta już dziesiątego lipca i po kilku dniach testów ruszyć na trasie (jednak) Piotrków – Kalisz. Drugi – przewidywany na wrzesień – miał połączyć Kutno i Kalisz. Pan Gajewski chętnie uruchomiłby obie trasy jednocześnie, ale nie było to możliwe: i francuskie, i niemieckie fabryki samochodów nie nadążały z realizacją zamówień. Gajewski czekał na pierwsze auto krótko – tylko kilka miesięcy – bo zamówił je dwa lata wcześniej.
Czytaj dalej „Pierwszy samochód w Piotrkowie”